Chwilowo mam troszkę wolnego czasu, więc postanowiłam Was powiadomić o tym i owym.
Przed 6 odwiozłam Wu do pracy, a że mały nakarmiony śpi to korzystam z chwili dla siebie bo wcześnie jeszcze więc nie będę od rana sprzątać czy coś ;) Pomału się ogarniamy w domku, dzisiaj odwiedzi nas położna środowiskowa - ciekawa jestem strasznie tej wizyty, a po za tym staram się razem z Wu jak najlepiej spełniać w roli rodzica ;)
No ale Wy pewnie chciałybyście wiedzieć JAK TO BYŁO? - Więc w piątek Wu miał iść pierwszy dzień na staż. W piątek były też urodziny mojego taty. W czwartek wieczór zaczęłam robić dla niego torta, ale zdążyłam zrobić tylko biszkopta i byłam tak padnięta, że postanowiliśmy się z Wu wcześniej położyć spać. Torta miałam dokończyć w piątek zanim tato wróci z delegacji a z samego rana miałam zawieźć Wu do pracy. O 2.00 obudziła mnie potrzeba skorzystania z toalety, i tak raz, drugi, trzeci, aż w końcu doszło do mnie, że to CHYBA JUŻ. Jak wróciłam do pokoju Wu się przebudził i oznajmiłam mu, że dzisiaj chyba jednak będzie miał wolne i nie pójdzie do pracy. On nie do końca zaskoczył bo najpierw tylko powiedział "mhm", ale zaraz później pytał czemu i co się dzieje. Jak powiedziałam, że to chyba się zaczyna to aż usiadł na łóżku i nie wiedział co ma zrobić. Mnie w między czasie zaczęły łapać bóle. Średnio co 15 minut. Wu wstał a ja poszłam obudzić mamę, która też z początku nie zajarzyła o co chodzi bo pytała czy to ona ma zawieźć Wu do pracy na co odpowiedziałam jej, że "Nie, Mnie masz zawieźć do SZPITALA". Jak dotarło do niej o co chodzi to szybciutko się pozbierała i zaczęli razem z Wu wypytywać co się dzieje, czy wszystko jest ok itd. Skurcze zaczęły pojawiać się coraz częściej. Ja zebrałam resztkę najpotrzebniejszych rzeczy i kazałam zawieźć się w trybie natychmiastowym do szpitala. I tak w szpitalu znalazłam się przed 4.00. Oznajmiłam, że chcemy poród rodzinny. Położna zabrała mnie na wywiad, w między czasie podłączyła mnie do KTG i ja słuchałam sobie odgłosów serduszka i starałam się dzielnie znosić skurcze, co nie było takie łatwe. Później przyszedł do mnie Wu i byliśmy już sobie razem na sali a mama musiała czekać na korytarzu. Dostaliśmy piłkę do skakania - naprawdę polecam. Można się skupić na oddechu i bólu. Ja dostałam kroplówkę, żeby wszystko poszło szybciej i tak się rozkręcało, rozkręcało, aż o godzinie 10.50 przyszedł na świat Kacperek.
Wu cały czas był przy mnie, od początku do końca i bardzo mi pomógł. Gdyby nie on to nie wiem czy byłoby to tak szybko i znośnie. I w tym miejscu POLECAM poród rodzinny! Świetna sprawa gdy ma się obok kogoś na kim można polegać, kogo można ściskać za rękę, kto pomasuje, poda wodę itp. Jestem mu bardzo wdzięczna za to co zrobił w tym dniu dla mnie i dla Kacpra.
Co do samych bóli i porodu to powiem Wam, że sam poród to, jak to określiła moja położna "pikuś w stosunku do bóli-skurczy". I to prawda, O ILE SIĘ SŁUCHA POŁOŻNEJ. Poród nie trwał dłużej niż 10 minut. Trzeba tylko oddychać i przeć w odpowiednim momencie. Ważne jest żeby NIE KRZYCZEĆ.! To na prawdę nic nie daje ;) A na skurcze też jest sposób i to ten sam co wyżej. Oddech, oddech i jeszcze raz oddech. Nie ma co krzyczeć, trzeba dzidzi pomóc i dotleniać swoje najcenniejsze skarby ;)
Także przyszłe mamuśki - nie bójcie się. Jak już to przeżyjecie i dostaniecie na ręce swoje ukochane maleństwo to od ręki odchodzą wszystkie bóle i cały strach itp. Te chwile są najcenniejsze w życiu i NIE MA SIĘ CZEGO BAĆ.!
A teraz jesteśmy już wszyscy razem. Mam w końcu dwóch najważniejszych facetów ze sobą i nie wyobrażam sobie bez nich życia. I powiem jeszcze tyle, że zrobię dla nich wszystko, żeby było im dobrze i żeby im niczego nie brakowało.
Jestem szczęśliwą młodą mamą.
Wzruszyłam się ;) Jeszcze raz z całego serca gratuluje!
OdpowiedzUsuńAż mi się łezka w oku zakręciła :)
OdpowiedzUsuńCoś pięknego.!
Życzę dużo siły i wytrwałości w tych pierwszych tygodniach ;*
Jeszcze raz serdeczne Gratulację dla Świeżo Upieczonych Rodziców ;**
Mi też się łezka zakręciła ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że wszystko poszło tak dobrze!
Trzymam kciuki, żebyście wszystko dobrze ogarniali i żeby Kacperek pozwalał mamie czasem odpocząć! No i odzywaj się jak tylko znajdziesz chwilkę ;)
P.S. W środku nocy to też bym chyba nie zakminiła, że ktoś obok zaczyna rodzić :pp
P.S. 2 Bardzo ładne imię, a ja jak będę mieć syna to będzie Konrad albo Tymek :)
Ha! Witaj w gronie kobiet, dla których poród to nie rzeź niewiniątek, tylko piękne, choć bolesne przeżycie ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że podzielisz się z blogowymi ciotkami zdjęciem tego przystojniaka ;-)
Pięknie to napisałaś. Jak zawsze bałam się porodu, tak teraz jestem już spokojna. Jeśli przyjdzie mi urodzić dziecko to wiem, że dam rade, bo Ty też dałaś;)
OdpowiedzUsuńJak tylko znajdziesz chwilę, to napisz choć kilka słów, co u Was;)
Ahhh gratulacje jeszcze raz :P
OdpowiedzUsuńJa mialam 2 cesarki i maz moj tez byl przy mnie trzymal mnie za reke ehhhh piekne to chwile co nie :P
czekamy na fotke dzidzi teraz wypoczwaj kochaba :P
Brawo !! Więcej tak podchodzących dziewczyn do porodu !! Ja do szpitala wyjechałam o 3 nad ranem, a o 5.10 miałam już dziecko ze sobą :))) Też zero krzyku, słuchanie położnej :)))
OdpowiedzUsuńNo i nie napisałam, że Twój tato to chyba najlepszy prezent na świecie dostał w tym roku :)
OdpowiedzUsuńGratulujemy Kochana:):):) Cudownie jest byc mama zycze Ci samych cudownych chwil:)
OdpowiedzUsuńGratuluję!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że synek jest już z Wami :*
I bardzo podobało mi się, jak opisałaś poród... Widać, że to naprawdę wspaniałe przeżycie!
jak się macie,kochana?:*
OdpowiedzUsuń