niedziela, 23 października 2011

Niedzielne popołudnia...

... bywają udane. W sobotę miałam chęć spędzenia choć chwilę czasu w kuchni, tak więc zrobiłam. Małego zostawiłam pod opiekę tatusiowi i tylko biegłam do Niego jak zaczynał płakać, bo głodny. Miałam jednak troszkę czasu i udało mi się zrobić nawet ciacho, a że obiecałam Kasi to się pochwalę nawet zdjęciami ;)


Ciasto jest biszkoptowe, w środek idzie masa jabłkowa i budyniowa, później kolejna partia ciasta i na wierzch masa kokosowa, udekorowane czekoladą :D
Podobno wyszło pyszne, nawet Wu. się skusił i tak powiedział (a, że On rzadko ciasta i słodkości je) to chyba musi coś w tym być. 
Po za tym zamówiłam sobie na allegro 400 sztuk papilotków do muffinek :) Mmmm.... niech ja je tylko dorwę w swoje ręce i znajdę chwilkę czasu :)

Po niedzielnym obiadku i cieście zrobionym w sobotę był spacerek, na którym spotkaliśmy... Pana Jeża :)


Jeżyk był śliczny i malusi. Za pewne młody. Szybko jednak uciekł przez alejkę parkową widząc wielkie czerwone "ferrari" i rodzinkę na spacerze i schował się w rogu murka między liśćmi :)

No i cała niedziela i sobota w sumie też przeleciała jakoś spokojnie. Po za wyjazdem mojej mamy. Bo oczywiście były łzy. 
No i mały jakiś niespokojny troszkę w niedziele był jak go Wu na ręce brał, ale to chyba dlatego, że akurat zawsze jak mały zaczynał być głodny to Wu. go brał. Strasznie wtedy płakał ale jak ja przychodziłam i brałam  Go na ręce i dawałam papu to się uspokajał. Serce mi jednak pękało jak widziałam, że Wu. chciałby Go uspokoić a On krzyczał wniebogłosy. Tak bardzo się starał. Myślę, że mały to doceni jak podrośnie. 
Póki co leży sobie na łóżku i zaczyna coś po swojemu gadać, jakieś takie pojedyncze głoski :) Jest przesłodki jak tak robi ;) 

Ps. Wychowawczyni napisała mi, że żaden z nauczycieli jeszcze nie zostawił dla mnie zagadnień. W czwartek muszę jednak jechać i zaliczyć tą cholerną matmę. Nic nie umiem. Ciekawa jestem jakim cudem to zaliczę. Ciekawa też jestem kiedy dostanę te zagadnienia, pewnie tydzień przed tym jak będę miała przyjść i zaliczać. Poryci nauczyciele.! Nosi mnie jak nigdy jak o tym pomyślę...

8 komentarzy:

  1. Ciacho smakowicie wygląda:)
    A co do jeżyka..to też ostatnio widziałam,ale starszego wiekiem...tylko biedak niestety już się nie ruszał,leżał owiany liśćmi:( Cóż taka kolej rzeczy.

    Kacperek na pewno wkrótce doceni starania tatusia:)

    A Ci nauczyciele to rzeczywiście mają nie równo pod sufitem..kurde Ty się starasz,żeby pogodzić wszystkie obowiązki,a tu jeszcze ciężko zagadnienia dać;/
    Nie dziwię się Twoim nerwom.!
    Ale trzymam kciuki za czwartek.!:) Dasz radę.!

    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi serce pękało gdy mężulo nie mógł uspokoić dzieciaczków jak były malutkie (ptzrważnie głodne) jednakstarałam się aby był potrzebny, kąpał, przewijał, usypiał, Misię dokarmiałam butelką, zawsze gdy tatuś był w domu to było jego zadanie :)Najważniejsze, że tatuś się stara a z czasem będą tego owoce :)
    Ciasto apetycznie wygląda, skusiłabym się na kawałek.
    Iskiereczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmmm, pycha <3 Moja rodzina stwierdziła, że mam przestać piec, bo im wszystko potem rośnie :( i nie wiem co zrobić. Może jak zacznę używać mniejszej blachy to docenią moje "ograniczanie" się?

    Daj znać jak te papilotki, bo szczerze mówiąc moje babeczki w tych papierowych to wychodzą...w bardzo śmiesznych kształtach. I muszę się zaopatrzyć w formę do muffinek.

    To tatuś musi więcej czasu z synkiem spędzać ;) I myślę, że jak część jedzenia zaczniecie mu podawać w butelce to Wu. mógłby go karmić i mały by się przyzwyczajał także do opieki nie tylko mamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciasto? O mamo, ależ bym się najadła jakichś słodkości, już mi obojętnie jakich. Może być nawet cukier w kostkach, ale matce karmiącej nie wypada. A gdybym tak jeszcze miała upiec ciasto ślinotok murowany ;-)
    U nas nieco inaczej sprawa wygląda. Tatuś bardzo chętnie zajmuje się córeńką, ale jak tylko zaczyna płakać przybiega w podskokach i wciska mi ją na ręce z hasłem: głodna jest! I doprawdy nic nie szkodzi, że 10 minut wcześniej jadła ;-)
    A ty karmisz piersią, czy dajesz butlę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmmmm...ciacho wygląda wspaniale :) a jeżyk, faktycznie jakiś młodziutki, fajny. My ostatnio na spacerze natknęłyśmy się na martwego jeża i była rozpacz a nawet łzy starszej córki, bo z niej to miłośniczka wszystkich zwierząt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie przepadam za ciastami, ale mój M. uwielbia.
    Ale wygląda smakowicie i nawet skusiła bym się na kawałeczek :)
    Dasz radę na pewno i wszystko pozaliczasz. Trzymam kciuki mocno :)
    Ja już się martwię o maturę, bo nie jestem jakoś szczególnie uzdolniona :)
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  7. Ajc skusila bym sie na takie pychotkowe ciasteczko mniam mniam

    Trzymam kciuki za zaliczenie buziolek :*

    OdpowiedzUsuń
  8. ja tez się zawsze relaksuję w kuchni!! i też mi czasu na to mało:)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń