czwartek, 29 września 2011

Cudak mały ;)

Nasz Bombel to istne cudo.! Tak, tak wiem, pewnie sobie pomyślicie, że zakochana młoda mamuśka wpatrzona tylko w swojego synka i świata po za Nim nie widzi itp... ble, ble, ble. :)
Ale powiedzcie tak szczerze, cóż jest lepszego od uśmiechu takiego bezinteresownego? Cóż jest lepszego od płaczem gdy Ciebie nie ma obok? Cóż jest ważniejsze od miłości istotki, która zrodziła się z Twojej własnej miłości do osoby, bez której nie wyobrażasz sobie życia? :)
Mam dwóch facetów. Dwóch cudownych facetów. Wu chociaż co dzień przychodzi padnięty, a mały w nocy czasem daje popalić, daje nam tyle miłości, mówi o swoich uczuciach a do Małego lgnie i tak chciałby wszystko koło Niego porobić ale widać że jeszcze nie ma takiej pewności i troszkę się boi żeby nic Nuśkowi nie zrobić ;) Jest najlepszym facetem jakiego mogłam spotkać. Jest cudnym mężem i jeszcze lepszym tatą ;) Oby tak było zawsze.
Kacper to mały czort, mamie uwielbia robić na złość, bić ją piąstkami po buzi jak tylko leży na wyciągnięcie Jego rączek, robić słodkie minki i najchętniej to by całe dnie spędzał u mamy na rękach ;)
Ciężko zrobić cokolwiek, bo sprzątać nie ma kiedy, obiad zrobić z Bomblem na rękach (albo przy cycu) to nie lada wyczyn, noooo powiem Wam, że chyba nauczę się wielu rzeczy, wielu dziwnych rzeczy przy Nim ;)

ps. Już wiem, że w szkole wszystkie przedmioty będę zaliczała komisyjnie w grudniu.... hmmm chyba będzie ciężko i powiem szczerze - nie mam pojęcia jak ja to zrobię. Temat z polskiego już wybrany : "Koniec i początek – biblijne i literackie wizje stworzenia i zagłady świata. Omów problem, analizując wybrane teksty". Po za tym czeka mnie jeszcze egzamin zawodowy... Ogólnie to zwolnienie będę miała do 2 lutego (do urodzin Wu :) ),a co później? Nie mam pojęcia. Niby to 3 miesiące tylko bo do maja... ale dla mnie to aż 3 miesiące. I nie umiem sobie wyobrazić tego, że będę musiała jeździć do szkoły i zostawiać małego na 8 albo 9 godzin dziennie z dziadkami. Chyba, że akurat Wu się skończy staż i będzie miał "wolne" i to on będzie siedział z małym to może będzie trochę inaczej... Sama juz nie wiem... 


ps.2. Kochane wybaczcie, że nie zawsze komentuję Wasze posty, ale mam nadzieję, że rozumiecie sytuację? Po za tym proszę Was żebyście pozostawiały mi linki do Waszych blogów te które czytacie bo ostatnio narobił mi się bałagan na blogu i na kompie i nie wszystkie linki mam... bu :( 

niedziela, 25 września 2011

Kochane.! Czas przy Szkrabie pędzi jak oszalały. Minął już tydzień i dwa dni odkąd Kacperek jest razem z nami. I choć nocki bywają ciężkie, czasem dni też, to jednak ten czas jest najcudowniejszym w moim życiu. Razem z Wu staramy się dawać mu najwięcej miłości ile potrafimy. Opiekujemy się nim, jak Wu wraca z pracy to siedzi wpatrzony w Kacperka i nic innego się nie liczy. Weekend w końcu spędziliśmy w całości razem od rana do wieczora. Takie pierwsze dni w całości spędzone razem. Bo w tygodniu Wu. w pracy a ja z małym aż do 18 jestem sama z mamą swoją. W domu nie chce się nic robić bo wszyscy tylko zaglądają na Bombla.
Ale ogólnie wszystko jest w porządku. Była u nas położna środowiskowa i powiedziała, że wszystko jest ok. Jutro idziemy Nunka ważyć - zobaczymy ile się przybrało klusi bo już ma takie fajne "pućki" :) 
A na koniec dostaniecie zdjęcie żeby Was rozczulić ;) ale Bombla zdjęć w całości dodawać nie będziemy, bo skoro swoich nie zamieszczamy to Jego tym bardziej.


wtorek, 20 września 2011

W wielkim skrócie ...

... czyli o tym co u nas nowego ;)
Chwilowo mam troszkę wolnego czasu, więc postanowiłam Was powiadomić o tym i owym.
Przed 6 odwiozłam Wu do pracy, a że mały nakarmiony śpi to korzystam z chwili dla siebie bo wcześnie jeszcze więc nie będę od rana sprzątać czy coś ;) Pomału się ogarniamy w domku, dzisiaj odwiedzi nas położna środowiskowa - ciekawa jestem strasznie tej wizyty, a po za tym staram się razem z Wu jak najlepiej spełniać w roli rodzica ;)
No ale Wy pewnie chciałybyście wiedzieć JAK TO BYŁO? - Więc w piątek Wu miał iść pierwszy dzień na staż. W piątek były też urodziny mojego taty. W czwartek wieczór zaczęłam robić dla niego torta, ale zdążyłam zrobić tylko biszkopta i byłam tak padnięta, że postanowiliśmy się z Wu wcześniej położyć spać. Torta miałam dokończyć w piątek zanim tato wróci z delegacji a z samego rana miałam zawieźć Wu do pracy. O 2.00 obudziła mnie potrzeba skorzystania z toalety, i tak raz, drugi, trzeci, aż w końcu doszło do mnie, że to CHYBA JUŻ. Jak wróciłam do pokoju Wu się przebudził i oznajmiłam mu, że dzisiaj chyba jednak będzie miał wolne i nie pójdzie do pracy. On nie do końca zaskoczył bo najpierw tylko powiedział "mhm", ale zaraz później pytał czemu i co się dzieje. Jak powiedziałam, że to chyba się zaczyna to aż usiadł na łóżku i nie wiedział co ma zrobić. Mnie w między czasie zaczęły łapać bóle. Średnio co 15 minut. Wu wstał a ja poszłam obudzić mamę, która też z początku nie zajarzyła o co chodzi bo pytała czy to ona ma zawieźć Wu do pracy na co odpowiedziałam jej, że "Nie, Mnie masz zawieźć do SZPITALA". Jak dotarło do niej o co chodzi to szybciutko się pozbierała i zaczęli razem z Wu wypytywać co się dzieje, czy wszystko jest ok itd. Skurcze zaczęły pojawiać się coraz częściej. Ja zebrałam resztkę najpotrzebniejszych rzeczy i kazałam zawieźć się w trybie natychmiastowym do szpitala. I tak w szpitalu znalazłam się przed 4.00. Oznajmiłam, że chcemy poród rodzinny. Położna zabrała mnie na wywiad, w między czasie podłączyła mnie do KTG i ja słuchałam sobie odgłosów serduszka i starałam się dzielnie znosić skurcze, co nie było takie łatwe. Później przyszedł do mnie Wu i byliśmy już sobie razem na sali a mama musiała czekać na korytarzu. Dostaliśmy piłkę do skakania - naprawdę polecam. Można się skupić na oddechu i bólu. Ja dostałam kroplówkę, żeby wszystko poszło szybciej i tak się rozkręcało, rozkręcało, aż o godzinie 10.50 przyszedł na świat Kacperek.
Wu cały czas był przy mnie, od początku do końca i bardzo mi pomógł. Gdyby nie on to nie wiem czy byłoby to tak szybko i znośnie. I w tym miejscu POLECAM poród rodzinny! Świetna sprawa gdy ma się obok kogoś na kim można polegać, kogo można ściskać za rękę, kto pomasuje, poda wodę itp. Jestem mu bardzo wdzięczna za to co zrobił w tym dniu dla mnie i dla Kacpra.
Co do samych bóli i porodu to powiem Wam, że sam poród to, jak to określiła moja położna "pikuś w stosunku do bóli-skurczy". I to prawda, O ILE SIĘ SŁUCHA POŁOŻNEJ. Poród nie trwał dłużej niż 10 minut. Trzeba tylko oddychać i przeć w odpowiednim momencie. Ważne jest żeby NIE KRZYCZEĆ.! To na prawdę nic nie daje ;) A na skurcze też jest sposób i to ten sam co wyżej. Oddech, oddech i jeszcze raz oddech. Nie ma co krzyczeć, trzeba dzidzi pomóc i dotleniać swoje najcenniejsze skarby ;)
Także przyszłe mamuśki - nie bójcie się. Jak już to przeżyjecie i dostaniecie na ręce swoje ukochane maleństwo to od ręki odchodzą wszystkie bóle i cały strach itp. Te chwile są najcenniejsze w życiu i NIE MA SIĘ CZEGO BAĆ.!
A teraz jesteśmy już wszyscy razem. Mam w końcu dwóch najważniejszych facetów ze sobą i nie wyobrażam sobie bez nich życia. I powiem jeszcze tyle, że zrobię dla nich wszystko, żeby było im dobrze i żeby im niczego nie brakowało.
Jestem szczęśliwą młodą mamą.

niedziela, 18 września 2011

Jesteśmy

16.09.2011 rok 
godzina 10.50 
przyszedł na świat Kacperek
waga 3060 gram
wzrost 52 centymetry

Dziś jesteśmy już wszyscy w domku, zdrowi i szczęśliwi
Mamy się dobrze i odezwiemy się z czasem do Was ciotki jedne ;)

środa, 14 września 2011

Zmiany, zmiany...

Jednak informuję od razu, że wcale nie w tym co myślicie. Póki co wciąż NIC się nie urodziło i wciąż NIC się nie dzieje. Specyficzne kopniaki w żebra odnotowywane są dość często co znaczy, że Dzidzia na sam koniec pragnie dać matce popalić i ma z tego na prawdę niezły ubaw. A ja póki co cierpliwie to znoszę bo nie mam innego wyjścia i chcę powiedzieć, że pomimo tego, że zaczyna to wszystko męczyć (kopniaki + pytanie co średnio 10minut czy może już albo ile jeszcze) to odczuwam satysfakcję z tego, że dzidzia jest taka energiczna, uparta (zapewne po mamusi) i że wszystko jest w porządku. Do terminu jeszcze 2 dni. Wciąż czekamy!

Aaaaa no a co to za zmiany, pewnie ciekawość Was szama? Tak więc zmiany są oto takie, że Wu.dostał staż - skierowany został z biura pracy - przyjąć więc go musiał i nie miał się czemu przeciwstawiać, bo choć za psie pieniądze to jednak teraz ważniejsze jest to, że ja podlegam pod Jego ubezpieczenie i Dzidzia jak się urodzi to będzie tak samo. Chcąc nie chcąc jesteśmy na to skazani. Ale za to będzie jakiś grosz - a przy Dzidzi za pewne się przyda.
Noooo i muszę się jeszcze pochwalić, że z racji tego, że Wu. owy staż podjął - postanowiliśmy zainwestować w coś swojego, prywatnego, na własność itp. Wu. namówił więc swojego tatę (na niego się nie da, na mnie tym bardziej-bo jeszcze się uczę), żeby wziął nam na raty komputer i monitor do kompletu. I tak od wczoraj jesteśmy posiadaczami nowego sprzęciora,- monitor trochę mnie męczy bo jest straaasznie duży jak dla mnie i zanim przeczytam coś z jednej strony do drugiej to mijają wieki :) hehe.

Dzidzia znów zaczyna figle, idę więc spać, bo na nogach jestem od godziny 6.30 a wczoraj do łóżeczka poszłam dopiero przed 23. Moje kochane Wu. nie chce dać mi pospać ostatnie dni. Ale zemsta za to będzie słodka - plan na nią już się tworzy :)

poniedziałek, 12 września 2011

Doczekać się nie można.

Widzę, że nie tylko ja jestem strasznie niecierpliwa. Kochane moje, chcę Was uspokoić i zarazem powiadomić że JESZCZE wciąż NIC się nie dzieje. Niestety. Nasze uparte maleństwo wciąż siedzi u mamusi w brzuszku i ni myśli się stamtąd wydostawać. Wciąż tylko obija moje wewnętrzne narządy, o ile jakieś jeszcze tam są bo wydaje mi się że Dzidzia wypełnia cały mój brzuszek ;)
Nie było mnie bo każdy każe mi coś robić jak chcę rodzic, tak więc chodzę na działkę, sprzątam itp ale nawet to nie pomaga. Do terminu jeszcze 4dni. I oby to się stało NAJPÓŹNIEJ w dniu terminu i obyśmy tylko nie musieli dłużej czekać. W innym wypadku - chyba wszyscy zwariujemy.! Bo ja tak bardzo chciałabym JUŻ.! Wu. zresztą też. Moi rodzice i Wu.rodzice też. I dziadki i w ogóle wszyscy.
Jak na razie jednak jak już wspominałam, chodzimy sobie na działkę i przy okazji dziś zrobiłam kilka zdjęć:


Tak się "bawimy". Popijamy sobie Frugo (byłam w wielkim szoku jak znalazłam je na półce:) z wrażenia kupiłam i czarne i zielone - mniam ), siedzimy na ławeczce, zrywamy malinki i robimy porządki ale to z drugiej strony działki, która się na zdjęcie nie załapała. Po za tym z malinek wyskoczyła nam dzisiaj taka, oto towarzyszka: 

Myślałam, że nie uda mi się zrobić zdjęcia, a jednak udało się podejść nawet dość blisko. Żabka siedziała nieruchomo, wpatrzona we mnie i w mój telefon a później pokicała dalej. 

No nic, teraz kładziemy się już lulu, z nadzieją, że w nocy zacznie się coś dziać? OBY.! 
Ps. Jak tylko się zacznie, a zdążę to dam Wam znać ;) W innym wypadku zrobię to zaraz PO.

sobota, 10 września 2011

Wciąż cisza.

Dalej nic się nie dzieje. Dziś jedynie czuję od rana jak Dzidzia wypycha nóżki albo rączki z jednej strony mojego brzucha i jest taka twarda kuleczka :) Jak pomyślę, że już za niedługo nie będę czuła tego cudnego uczucia to aż mi szkoda ... Ale za to będę miała swojego Malutkiego Okruszka na rękach. Już nie mogę się doczekać. Tak bardzo bym chciała żeby to JUŻ się zaczęło.
A Wu dzisiaj po przebudzeniu przywitał mnie krótkim pytankiem: "Ty jeszcze nie rodzisz?" Po czym obydwoje zaczęliśmy się śmiać ;)

Dostałam wszystkie notatki z tego tygodnia więc weekend zapowiada się pracowicie. No i mamy zamiar iść jeszcze na działeczkę troszkę dzisiaj bo dawno nie byliśmy i przydałoby się coś tam jeszcze porobić bo później to ja nie wiem kiedy tam zawitamy... Możliwe, że już dopiero z Dzidzią.

Humor odrobinę się poprawił, ale tylko odrobinę. Brakuje czegoś no i to czekanie zaczyna być męczące. Każdy a najbardziej My z Wu. czekamy na przyjście tego Małego Szkraba. A On/Ona zawzięcie siedzi w brzuszku i ani myśli wychodzić. Jedynie od czasu do czasu pojawią się jakieś "niby skurcze" które bardzo szybko mijają i na tym się kończy. Ale pocieszamy się faktem, że do terminu zostało 6 DNI. Mamy nadzieję, że w tym tygodniu już się coś wydarzy - trzymajcie za to kciuki.

piątek, 9 września 2011

środa, 7 września 2011

Szkoła...

Tak więc (wiem, nie zaczyna się zdania od "tak więc":) ) byliśmy dzisiaj w szkole. Byłam u wychowawczyni, zostawiłam zwolnienie, wypytałam się co i jak z książkami itp. Byłam też u kilku innych nauczycieli i szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiej reakcji na mój widok - każdy miły, pytał się jak się czuję i kiedy rodzę i kiedy wracam do szkoły i takie tam. Jedna nauczycielka nawet mnie uściskała i ucałowała (SZOK! - tym bardziej, że w szkole ma miano takiej trochę "kosy" ). Byłam bardzo mile zaskoczona ich reakcją. Parę nauczycielek dało mi swojego maila żebym w razie potrzeby pisała i się pytała jak czegoś nie będę rozumiała, wiedziała czy coś.
No a po za tym to wychowawczyni pytała jeszcze o moją maturę - jak to będzie i jakie przedmioty chcę zdawać. No i tu zaczęły się schody bo ja już sama nie wiem... Na pewno do tej podstawy (polski,matma i angielski) podejdę. A co więcej? Nie wiem. Chciałam chemię, ale cholernie się boję że sobie nie poradzę. Chemię miałam w pierwszej i drugiej klasie i teraz już w sumie wszystko pozapominałam. Musiałabym sama przypomnieć sobie cały materiał i nie wiem właśnie czy dam radę... :( Boję się i jestem strasznie rozdarta... Podobno jak się idzie na budownictwo to patrzą później jak ktoś ma np.właśnie chemię dodatkowo zdaną. Ale ile w tym prawdy? Co mam robić? Nie wiem. Siedzę i zastanawiam się CO JA MAM ZE SOBĄ ZROBIĆ?!


Dopisek. 21:15
Dziewczyny, ale ja wiem jakie są wymogi na uczelni którą ewentualnie bym wybrała. Nie potrzebuję spisów wszystkich uczelni w Polsce bo aż takich możliwości nie mam. W moim pobliżu są dwie. Na obu stronach internetowych jest napisane że biorą pod uwagę fizykę lub chemię. Jednak BUDOWNICTWO wcale nie jest aż tak obleganym kierunkiem w tych rejonach tym bardziej że nasz rocznik nie jest aż Bóg wie jak liczny żeby robili takie straszne wymogi. Rozmawiałam nawet swego czasu z Profesorem który wykłada na jednej z uczelni i niby mówił, że najważniejszy jest rysunek (więc co ma do tego chemia albo fizyka?). Później rozmawiałam zaś z osobami które na owe uczelnie się dostali i mówią, że te wymogi to ściema a tak na prawdę liczy się liczba chętnych na dany kierunek. Bo jeśli nie ma chętnych to oni biorą wszystkich bo w końcu mają z tego KASĘ.!
Ps. Dzień mam do dupy! Cały wieczór ryczę bez powodu i mam wszystkiego dość. Chciałabym już urodzić. Wkurza mnie to, że każdy się pyta ile jeszcze itp. Wkurza mnie, że wszystko wali się na łeb, na szyję mi i Wu. Wkurza mnie to, że w cholernej polsce NIC SIĘ NIE DA ZAŁATWIĆ I ZROBIĆ.! Do wszystkiego trzeba mieć znajomości albo kasę. Jak ktoś nie ma jednego i drugiego to może już w ogóle zapomnieć o NORMALNYM życiu w tym PORYTYM kraju. To jest CHORE.!!!

wtorek, 6 września 2011

Zaspałam.!

Zaspałam na ostatnie badania. hehe. Ale dotarłam i w sumie jeszcze czekałam, aż wszystkich przyjmie bo przecież gdzie tam w Polsce puścić ciężarną kobietę wcześniej. A co tam niech sobie postoi godzinę czasu. I to dosłownie POSTOI bo nawet miejsca nie ustąpią. I to nic, że brzuch cię boli bo lada dzień a nawet właściwie w każdej chwili możesz dostać skurczy. To nic, że kręgosłup przy dłuższym staniu też odmawia posłuszeństwa i jakoś tak nie chce współpracować. Stój sobie kobieto i czekaj. No więc wystałam się ponad godzinę w cholernej przychodni, bo pielęgniarka ruchy ma jak 750kg słoń i w końcu poszłam do domu. Jak ległam na łóżku to myślałam że nie wstanę :)
Dziś jeszcze czeka nas wizyta u ginekologa bo w końcu powrócił po urlopie. Więc muszę do niego iść chocby po zwolnienie do szkoły, gdzie jadę jutro, zobaczymy jak się dogadam z nauczycielami... W piątek idę na wizytę do niego. O ile wcześniej nie pojadę do szpitala a bardzo chętnie bym to zrobiła bo już mam serdecznie dość łażenia na badania itp bo takie rzeczy w Polsce są chyba najgorszym co może człowieka spotkać. Załatwić cokolwiek u lekarza albo w jakimkolwiek urzędzie w Polsce to wyczyn nie lada gratka.
Po za tym znam w końcu swój plan i wiem ile i jakich przedmiotów będę miała do zaliczenia. Nie jest tak tragicznie. 13+wf ale wfu zaliczać nie będę. Przy 19 przedmiotach które mieliśmy w trzeciej klasie to pikuś. Damy radę. Zobaczymy tylko w jakiej formie mam to zaliczyć i trzeba będzie sobie jakoś organizować notatki itp.
To na razie tyle, mykam się zbierać i idę po zwolnienie ;)

piątek, 2 września 2011

Łóżeczko, ah łóżeczko

Doszło. W końcu. Po wielu dniach i godzinach wyczekiwania w końcu jest. Przyszło w paczce więc trzeba było je poskręcać. Robiłam to ja i mój ukochany Wu. No dobrze, dobrze - bo zaraz będziecie krzyczeć. Robił to w większości Wu. a ja tylko pomagałam ;) Łóżeczko skręcić było w miarę łatwo, gorzej było z szufladą - tu śmiechu było co niemiara. Szufladę tak jak powinna być skręcona udało się skręcić dopiero za 3 razem. Tak więc pośmialiśmy się i podenerwowaliśmy też przy okazji troszkę :) Efekt końcowy widać na zdjęciu:

Jesteśmy szczęśliwi i mamy już wszystko. Teraz czekamy już tylko na Maleństwo. Więcej do szczęścia nam chyba nie potrzeba. :)

Dopisek 03.09. 
A wczoraj byliśmy na koncercie Kukiza :) Wkręciły mi się jego nutki i od rana słucham i zamęczam Wu. :) Wam też podam jedną z ulubionych jego nutek: 

czwartek, 1 września 2011

Pierwszy września

1 września jest 244 dniem w kalendarzu. Do końca roku pozostaje 121 dni. To właśnie w taki dzień jak 1 września Wszedł w życie nowy Kodeks karny (w latach 1932 i 1998). To 1 września wojska niemieckie i słowackie napadły o świcie bez wypowiedzenia wojny na Polskę, rozpoczynając II wojnę światową. To 1 września Ignacy Mościcki - wprowadził stan wojenny na terytorium całego kraju. Po za tym w 1945 roku utworzono w Stargardzie pierwsze po wojnie na Pomorzu liceum ogólnokształcące a w 2005 roku założono Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. 
Celowo na końcu wymieniam te wydarzenia związane ze szkołą. Bo w końcu 1 września tak na prawdę wszystkim kojarzy się z Pierwszym Dniem Szkoły. To 1 września zakładaliśmy zawsze białe bluzki i czarne spodnie/spódniczki i szliśmy na rozpoczęcie roku szkolnego. W przyszłości albo już teraz nasze dzieci będą przeżywały ten Pierwszy Dzień. I tak 3 razy w życiu. Bo to pierwsza klasa zawsze była największym przeżyciem. Każde kolejne rozpoczęcie roku szło już jakoś gładko. Już było się przyzwyczajonym do ludzi, do miejsca itp. 
Ja pomimo, że w tym roku przychodzi moje ostatnie rozpoczęcie roku szkolnego we wrześniu, na rozpoczęciu nie byłam. Jakoś nie chciało mi się jechać 30 km tylko po to by postać 20 minut na boisku a później 15minut w klasie żeby dowiedzieć się jaki jest plan lekcji. W końcu póki co i tak mi się on nie przyda. Jutro też nie idę do szkoły. Nie pójdę chyba aż do rozwiązania. Później znów będzie wolne - opiekuńcze na Dzidzię. W końcu ktoś musi być przy Naszym Szkrabie od pierwszych dni i musi się Nim/Nią ktoś zająć. 
Z jednej strony się cieszę, że tak będzie, że szkoła poszła mi na rękę i pozwala zaliczyć ten ostatni rok właśnie w taki sposób. Cieszę się, że nie robili problemów z tego, że jestem w ciąży czy z tego, że wzięłam ślub. 
Z drugiej jednak martwię się i boję. Jak każda młoda mama. Raz czy poradzę sobie z Dzieckiem a dwa czy podołam ten rok ze szkołą. W końcu to klasa maturalna. 
Mam jednak ukochanego Wu. Wiem, że mogę na niego liczyć, że będzie obok i że mi pomoże. Wiem, że mam mamę i tatę, którzy zawsze są po mojej stronie i którzy zawsze pomagają jak mogą najlepiej. Wiem, że mam teściów, myślę, że oni też pomogą w razie czego. Wiem, że jest wiele osób, na które mogę liczyć. Tak więc muszę dac radę i wszystko musi jakoś się poukładać no i wszystko będzie dobrze.