poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Rocznicowo i po weekendowo.

Nasz Dzidzia chyba zaczął pakowanie, brzuszek dzisiaj taki twardy rano był, że szok. I jak wyszliśmy od lekarza to też. No i coś nam się wydaje, że coraz niżej jest? Więc czekamy, czekamy może akurat w tym tygodniu? Póki co czekamy na łóżeczko, które miało być w tamtym tygodniu ale jeszcze go nie ma... zaczyna mnie to wkurzać no ale musimy czekać bo nie ma innego wyjścia. Po za tym weekend spędzony spokojnie, w niedzielę byliśmy w lesie w górach na grzybkach, więc taki "wyczynowy" spacerek też może dał małemu w kość i ciśnie się już na powietrze? :) Dziś wybieramy się na działeczkę, może coś porobię jeszcze?
Za oknem gorąc ale nie aż tak straszny jak ostatnio więc jest dobrze. Póki co w domu 24 stopnie i przyjemny wiaterek.
Kochany Wu. w sobotę chwalił się koledze, że już w każdej chwili może być nas trójka, więc chyba się jednak cieszy i myślę, że urodzenie Dzidzi zmieni Go już całkiem na dobre. Ah kocham tych moich urwisów. No i dzisiaj już 2 miesiące jesteśmy małżeństwem :) A razem jesteśmy 2lata i 8 miesięcy. Więc dziś taki "świąteczny" dzień. Oby był spokojny i jak najbardziej udany.

piątek, 26 sierpnia 2011

Jak w ciepłych krajach...

Za oknem jak to pięknie określiła ostatnio Bajka jest "żar tropików". No ugotować się można. Po domu można biegac (prawie) nago a to i tak nic nie daje. Wypite hektolitry wody też już nie gaszą pragnienia...uff jak ja tęsknię za zimą. Dla takich jak ja (czyt. kochających zimę a nienawidzących lata) taki ukrop to udręka. Tym bardziej, że dzidzia się rozpycha niemiłosiernie i pchając się na boki zamiast w dół daje matce popalić czasem w taki upał :) A ja już tak nie mogę się doczekać kiedy wezmę tego mojego Szkraba na ręce... :) Nie wiem czy to samo powiedziałby Wu. Choć wiem, że się cieszy i że chce tak jak ja żeby dzidzia już była na świecie to jednak chyba z drugiej strony trochę się jeszcze tego wszystkiego boi i chciałby jeszcze żeby jak najdłużej Bombelek był w środku bo On tym samym miałby jeszcze trochę "wolności" :) A ja właśnie już Bombla chce.!

Łóżeczko najprawdopodobniej będzie we wtorek albo środę... więc jeszcze sobie poczekamy. Eh no trudno - nic z tym nie zrobię. A póki co zabieram się za pieczenie czekoladowych muffinek i robienie galaretek z kremem jogurtowym bo mi się chce i już.! Ciekawe czy moje kochanie będzie zadowolone? Bo Wu. to ostatnio coś nie ma ochoty na słodkie - a ja wręcz przeciwnie. Choć podobno mi nie wolno, bo niby miałam cukier na krzywej cukrowej za duży i kazali mi mierzyć a jak ja mierze to on nawet po cieście jest niski :) Więc sobie pozwalam. Bo czekoladę to ja kocham.!

Dopisek. 19:50
A takie smakołyki zagościły dzisiaj na naszym stole w wyniku nudy, która dopadła mnie w ciągu dnia:



środa, 24 sierpnia 2011

Nuda...

Jedyną rzeczą o której warto napisać, to to, że byłam właśnie u lekarza jakiegoś innego i powiedział mi żebym się tymi wynikami nie martwiła, że podczas porodu zostanie mi podana podwójna dawka jakiegoś leku i że wszystko będzie ok. Teraz nic nie przepisuje mi bo to i tak nie ma sensu. Tak powiedział. Hmm no więc mogę tylko czekać do porodu i być na prawdę dobrej myśli.
A no i jeszcze jedno - czekamy właśnie na łóżeczko. Czekamy, czekamy i doczekać się nie możemy. Chciałabym je już poskręcać, poskładać i jechać na porodówkę :) Ehh już bym tak chciała, żeby było po wszystkim. Albo żebym wiedziała, że to jutro o 13. Tak dokładnie i konkretnie. Bo póki co z lubym czekamy i nic po za tym. Nuda okropna, nie ma co robić, a za oknem taki ukrop, że nawet się z domu nie chce wychodzić. I co z tego, że zbierało się na deszcz, jak już sobie gdzieś poszło to wszystko?
Niech coś się w końcu zacznie dziać.! :)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

O tzw. GBS i innych zmartwieniach... cz.2

Dowiedziałam się, że jutro przyjmuje jakiś lekarz u nas w szpitalu więc się do niego wybieram na konsultację, zobaczymy co mi powie. Czytałam też, że ważniejszy teraz jest ten antybiotyk podany przy porodzie, niż te co miałabym wybrać teraz bo ten teraz tylko chwilowo "wytępi" to dziadostwo, a ono do porodu może wrócić... Trochę się martwię, ale wiem, że wszystko musi być oki.

W niedzielę wróciła mamuśka, obiadek smakował, ciastka też. Wieczorem był grill a wczoraj szał-pał-Ameryka. Mieliśmy odpocząć i iść na działkę. A jeździliśmy w poszukiwaniu łóżeczka i takich tam. W końcu kupiliśmy już wszystko to co mi reszta potrzeba - trzeba będzie torbę przepakować, no ale łóżeczko zamówiliśmy na necie bo w sklepach nic specjalnego. Znaczy się - ładne te łóżeczka może i są, ale za to każde ma tak małą szufladę, że to się w głowie nie mieści. A my znaleźliśmy takie wyglądające na solidne, z porządną szufladą. Zobaczymy czy jak przyjdzie i je poskładamy czy faktycznie takie będzie.
Po za tym jakoś leci, ehh jeszcze tylko półtora tygodnia i powinnam iść do szkoły, a ja - ? Nie wiem, co mam robić :-/ Na prawdę, chciałabym urodzić w przyszłym tygodniu i wszystko jakoś zacząć sobie układać a tak to nie mam pojęcia co i jak i w ogóle... Eh.!

A zaraz idę na ostatnie badania, na które wysyłała mnie Pani Diabetolog już tydzień temu ponad a mi się iśc nie chciało, a że dzisiaj już nie śpię to zaraz się pozbieram i pójdę. Mam nadzieję, że chociaż te będą dobre...?

Dopisek. godz. 16.09
Jeśli chcecie to w zakładce "Nasza historia" dodałam możliwośc komentowania ;) Gdybyście miały jakieś pytania czy coś to śmiało piszcie. A swoją drogą to ciekawa jestem co niektóre z Was jeśli to czytały to sobie myślały? :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Kulinarny przerywnik :)

Domek się błyszczy po dwóch dniach sprzątania, w końcu jestem zadowolona choć padłam wczoraj wieczorem na pyszczek :) Po sprzątaniu przyszedł czas na wypieki - w końcu jak niedziela to musi być i coś słodkiego. Takim sposobem dorobiliśmy się ciastek kopert z nadzieniem jabłkowym i czekoladowym oraz muffinek z jeżynkami. 

Ciastka koperty: 
250g mąki
0,5 szkl cukru pudru
250g twarogu półtłustego
150g margaryny (roztopionej)
1 jajko
1 łyżeczka proszku do pieczenia
przesmażone jabłuszka, czekolada itp. (mogą byc maliny,jeżyny- jednak nie polecam bo choć pysznie smakuje to jednak czuć drobniutkie pestki jakie w nich są.) 

Wszystkie składniki zagniatamy, zawijamy w folię i wsadzamy na 30 minut do lodówki. Następnie rozwałkowujemy, kroimy w kwadraty, nadziewamy czym nam się podoba i zawijamy w kopertę. Pieczemy ok 30 minut w piekarniku (ja piekę w 200stopniach na termoobiegu - jest szybciej i efektowniej ;) )

Wyszły dziwne kształty bo już wieczorem miałam mało siły a robiłam to ok. godziny 21 i chciało mi się już straaaasznie spać :)

Muffinki z jeżynami:
Składniki suche: 
2,5 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka cukru waniliowego
szczypta soli
Składniki mokre:
50g roztopionego masła
2 roztrzepane jajka
1 1/4 szklanki mleka
Ponadto:
jeżyny świeże lub mrożone, mogą być też maliny - 1-2 kubeczki 

W jednym naczyniu wymieszać składniki suche w drugim mokre, wszystko połączyć, wymieszać szybko i mało dokładnie - mogą pozostać grudki. Dodać jeżyny i też wymieszać. 
Piec ok 25 minut w temp. 200 stopni.
Wychodzi ok. 24 muffinek (przynajmniej mi tyle wyszło:) )
To już była wyciągnięta druga tura muffinek :) Wyglądały śmiesznie ale nie chwaląc się "warte grzechu" :) 
Jeśli tylko ktoś chce to polecam wykonanie i życzę smacznego.!

Ps. Przepisy nie są mojego autorstwa, zostały znalezione gdzieś w sieci. 

Po za tym czekam wciąż na powrót mamy. W planach też do zrobienia pyszny obiadek - ziemniaczane puree (wykonanie Wu.) z sosikiem, schabowe nadziewane grzybkami i cebulką przesmażona, surówka z selera z jabłkiem. Mniam. 
Za oknem słonecznie, poszłabym połazić po lesie? 



piątek, 19 sierpnia 2011

O tzw. GBS i innych zmartwieniach...

GBS to badanie, o którym dałam dopisek w poprzedniej notce. Jestem strasznie smutna i zła, ponieważ wyniki wyszły złe - tzn. dodatnie. No a przede wszystkim mój lekarz jest teraz do 2.09. na urlopie i nie mam nawet z kim tego omówić... Wiem, że gdy wynik jest dodatni podaje się jakiś antybiotyk, jeszcze w czasie ciąży i w trakcie porodu. Ten w trakcie porodu pewnie zostanie mi podany, ale ten w trakcie? Nie mam pojęcia co mam robić. Jestem smutna i trochę załamana, choć każdy mówi, żeby się tym nie martwic i nie myśleć o tym. Jedynym pozytywem jest to, że Dzidzia jest aktywna, ciągle czuję Jego/Jej ruchy, więc to mnie troszkę uspokaja. Niestety tylko troszkę. Boję się coraz bardziej tego całego porodu i tego jak będzie później...?

W niedzielę wraca już moja mama, więc dziś od rana sprzątałam chałupkę, aż się cała świeci. Jestem zadowolona, że tak łatwo mi poszło. Został tylko pokój mój i Wu. Ale tu już chcę zrobić jeszcze większe porządki takie już na prawdę na przyjście Dzidziusia - muszę powyrzucać trochę starych zeszytów i książek, żeby zrobić miejsce na jakieś najpotrzebniejsze rzeczy dla dzidzi.
Coraz więcej zmartwień i myśli mnie dopada. Boję się trochę tego wszystkiego i chyba zaczyna mnie to przerastać. Nie wiem co zrobić ze szkołą, żeby było dobrze. Nie wiem, co z tymi badaniami. Nie wiem co z pracą dla Wu. Nie wiem nic i jestem tym wszystkim cholernie zmartwiona i przerażona. Eh.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Każdy już chyba zaproszenie dostał. Teraz czekam na Was po tamtej stronie ;) Gdyby były jakieś prośby czy zażalenia jeszcze to piszcie w komentarzu lub na maila: aneciak1992@interia.pl 

Po za tym to co tu pisałam zostaje tak jak było, żebym mogła sobie poczytać no i gdybyście Wy chciały/chcieli poczytać to jak było kiedyś.... 

Jeszcze miesiąc?

Niby nie cały. Niby lekarz powiedział, że może to będzie szybciej. A tak na prawdę to kiedy? Eh z jednej strony  już nie mogę się doczekać, już bym chciała żeby Bombel/ka była z nami. Z drugiej chciałabym żeby jeszcze był/a długo długo w brzuszku i żebym mogła czuć kopniaki, ruchy i cały ten szał pał ;)
Jedyne co jest pewne to, to, że od 1 września (czyli już dokładnie za 2tygodnie) muszę być w szkole. Choć nie wiem, czy pójdę te parę pierwszych dni jak Dzidzia się jeszcze nie pokaże. Eh właśnie dlatego bym chciała, żeby Bombel/ka pojawiła się nam końcem sierpnia. Przynajmniej miałabym już ten komfort psychiczny i mogła cokolwiek planować. Póki co jesteśmy "zawieszeni" w powietrzu. Choć ciężko tak wisieć jak ma się taki spory brzuszek :) A swoją drogą - kurcze miałam się zmierzyć i zobaczyć ile mam w obwodzie :D Bo nie mierzyłam jeszcze, szczerze mówiąc ;)
Jutro idę po odbiór ostatnich badań potrzebnych do porodu. Oby było wszystko oki i oby wynik był taki jak chcę, żeby był - czyli ujemny. Trzymajcie kciuki za to.
Po za tym muszę zrobić jeszcze jedne badania ale to już do Pani diabetolog, tylko nie wiem czy będzie mi się chciało jutro wstawać tak rano ;) Zobaczymy - najwyżej zrobi się w przyszłym tygodniu.
A no i szablon chyba już póki co zostanie na razie taki. Co Wy na to? Ten jakoś mi się spodobał i po różnych, różnistych innych jakie mogłyście tu przez te kilka dni zobaczyć chcę na razie zostać przy takim :) Ciekawe kiedy mi się odwidzi? :)
A póki co idę lulu, bo mój Wu. chrapie już dobre półtora godziny (położył się na fochu a ja nie mam co robić więc korzystam z komputra :D ). Dobrej nocki kochane.!


Dopisek. 19.08. godz. 16:55
Badania odebrane... wynik niestety nie zadowalający :( ehh porażka <załamka>

środa, 17 sierpnia 2011

Bo kobieta zmienną jest.

Jakoś tak chodzę i szukam szablonu czy coś żeby tu pozmieniać... jakoś mi tak nie tak jak powinno być... Szukam. Ale czego? Nie wiem, jak znajdę to się pochwalę. Na razie jest tak trochę inaczej ;) Może będzie jeszcze inaczej? Hmm.... Może jakieś pomysły? :)

Ps. Miśki suszą się na sznurku na ogródku. Zostały powieszone za uszka lub rączki i widziałam, że nie bardzo im się to podobało... Bidulki moje. Ale jak urodzi się Bombelek i znajdą znów osóbkę, która będzie je kochać to na pewno im się to spodoba ;)

Ps.2. dzisiaj (18.08) od samego rana ktoś wydzwaniał na telefon domowy, nie dość że nas obudził to jeszcze z pretensjami. Pan Kierownik Gazowni. RRRRR jak ja nienawidzę takich typów. Dobrze, że nie ma jeszcze Bombelka na świecie, bo jakby był i jakby mi jeszcze DUPEK dziecko obudził to bym go chyba przez telefon ***. Ale mam nerwy no. Musiałam gdzieś coś napisać, bo mnie nosi od rana :(

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Upragniony spokojny weekend

W końcu się doczekałam, weekendu gdzie mój Wu. spędził go tylko ze mną i z rodzinką a nie było wyjścia do kolegów. Ah jak tego mi trzeba było ;) Był więc rodzinny grill (mój tata, Wu rodzice i my.), można było sobie spokojnie posiedzieć, pogadać, pojeść, faceci wypili po piwku, my spokojnie bezalkoholowo i wszyscy zadowoleni. Dookoła cisza i spokój, z racji tego, że grill na działkach za miastem... a w koło pola i żniwa :)

Dziś na zakończenie weekendu, jakże upragnionego był wypad na grzybki do Czech. Trochę męczące - brzusio dokazywał bo go mamuśka wymęczyła po górkach itp. Odpoczęliśmy, powdychaliśmy świeżego powietrza, nazbierali różnych pysznych grzybków (jutro szykuje się mega jajecznica i obiadek - mniam) i wrócili szczęśliwi do domku. 

A to taki specjał znaleziony przeze mnie dla Wu. :


A od jutra - chwila spokoju. Jedna mama (Wu.) wyjeżdża do Niemiec, a Moja jeszcze nie przyjechała (do niedzieli), tata w delegacji więc w końcu chwila spokoju i będziemy mogli pobyć sami. Oby tydzień był tak udany jak miniony weekend...


sobota, 13 sierpnia 2011

O kochanym, demolce i takich tam...

Znów wszystko jest w porządku, jakoś się dogadujemy i choć czasem działamy sobie na nerwy to wieczorem zazwyczaj przy jakimś filmie wszystko się jakoś "rozchodzi". Dziś na działce uświadomiłam sobie jak dobrze i bezpiecznie czuję się gdy Wu. jest obok. Dziś i wczoraj robiliśmy na działce "demolkę". W sumie to Wu. robił. Bo z racji tego, że wzięliśmy sobie dwie działeczki i chcieliśmy z nich zrobić jedną to musieliśmy wyburzyć jedną z altanek (starą, drewnianą, niezbyt piękną). Moje kochanie wzięło się za to bardzo energicznie, bo miał jakąś nagromadzoną w sobie siłę i złość i chciał się wyżyć. Poszło mu to migiem. Z altanki zostały wióra i kupa śmieci. Niestety, zrobił sobie coś w rękę, chyba coś wbił i martwię się o Niego teraz, bo wiem, że jest twardzielem ale widać po Nim, że nawet coś nieciężkiego czy zrobienie czegoś tą ręką sprawia ból. Choć zapewnia mnie, że nic mu nie jest to jednak się martwię o tego mojego Wu... Aaa dlaczego czuję się bezpiecznie i dobrze przy Nim? Hm co by się nie działo to zawsze w tych trudnych chwilach jednak jest obok. Gdy coś mi się stanie to jest blisko. Gdy trzeba mi udzielić pomocy (nawet w jakichś błahostkach jak np. skaleczenie) jest i robi wszystko, żeby nie bolało, żeby się nic mi nie działo. Czasem pocałuje w czółko jak "ojciec" i wtedy czuję się taka malutka przy Nim. Czasem śmieje się z moich wygłupów a czasem patrzy jak na istotkę nie z tej ziemi ;) Kocha mnie - widzę to w jego oczach, w czynach, w tym jaki jest. Bo widzę jak mnie traktuje, jak wytrzymuje wszystkie moje humory, moje zachcianki i złe dni. Inni za pewne nie dali by rady. A Wu. daje - i radę i wiele, wiele miłości. Kocham Go za to.

Ps. Coś czuję, że będzie mi ciężko w tym roku szkolnym ale wiem, że dzięki Niemu i dzięki bliskim dam jakoś radę. Muszę.
Ps2. Zawartość torby do szpitala znów uległa zmianie ;) Za pewne stanie się to jeszcze kilka razy ;)

czwartek, 11 sierpnia 2011

Spakowana.! no... prawie :)

Długo się do tego przybierałam, nie mogłam jakoś weny do tego znaleźć. Ale, że krzyczycie i krzyczycie, że później nie zdążę to postanowiłam się do tego zabrać w końcu. Zrobiłam więc listę rzeczy które będą mi potrzebne (tak mi się bynajmniej wydaje...) no i zaczęłam układać je na łóżku. Ilości zmieniały się, kupki rosły a później malały. Ostatecznie i tak nie spakowałam wszystkiego (okazało się, że parę rzeczy muszę jeszcze dokupić) a torba ledwo nie pęknie w szwach gdy ją zamknęłam... yy - i co teraz mi poradzicie? :) Pokażę Wam jak wyglądało moje pakowanie: (tylko proszę nie patrzeć na bałagan dookoła i na łóżku :D )


O.! Było tak jak na załączonych obrazkach... Eh bajzel dookoła, że aż wstyd ale nie przyszło do główki oczywiście zaaferowanej mamuśce żeby to uprzątnąć chociaż przed zdjęciem :D Ale, nie ważne. Kochane co bardziej doświadczone mamuśki - proszę Was powiedzcie mi czego jeszcze nie mam a wiecie, że Wy to miałyście i się naprawdę przydaje? Proszę o jakieś rady bo sama już nie wiem co mi na prawdę potrzeba do szpitala i zaczynam pomału się tym wszystkim martwic - nie wiem jak będzie jak okaże się, że to JUŻ :) 

A później byłam sobie na działeczce, zajadaliśmy się jeżynami i śliwkami, malinkami i innymi cudami natury, cieszyliśmy się słońcem i chwilami w ciszy i spokoju. A teraz Was podręczę zdjęciami tych pysznych cudów, tylko nie zaślińcie całej klawiatury ;P Jak coś to zapraszam na jeżynki, śliwki czy coś - bo mam ich pod dostatkiem :)



wtorek, 9 sierpnia 2011

Instynkt gniazda?

Mówią, że kobieta w ciąży przed samym porodem zaczyna robić różne dziwne rzeczy. Sprzątać, przepakowywać różne rzeczy, układać wszystko, gotować na zapas itp? Hm no to chyba naprawdę zbliża się ten czas.?
Wczoraj jak już wiecie, cały dzień byłam sama. Zdążyłam za ten czas oblecieć lekarza, Posprzątać pół chałupki  zrobić dwa prania, zrobić dżem ze śliwek (swoją drogą pyszny:) ) i sok z aronii (też mniam:) ). Wieczorem padłam bo nie miałam siły, chciałam oglądać z Wu. film ale się nie udało bo zasnęłam. W nocy za to nie mogłam spać, obudziłam się i łaziłam po domu, podjadałam jerzynki, myślałam, mało nie brakowało a włączyłabym sobie kompa (nie zrobiłam tego tylko dlatego, że Wu spał) albo zapaliła światło i zaczęła coś czytać  Jednak obeszło się bez tego. Po ok.2 godzinach w końcu zasnęłam, z myślami co zrobić dziś i co muszę spakować do szpitala. Chyba faktycznie muszę to w końcu zrobić bo uświadomiłam sobie w nocy, że mamy już tak mało czasu. Wczoraj zrobiłam ostatnie badania, na których wynik muszę czekać ok 10 dni. Później już tylko czekać spokojnie na poród. Więc nastawiam się, że 10 dni czekam na wyniki, później po 2 dniach wraca mama a później to już niech się dzieje co chce - będę zwarta i gotowa na wszystko (chyba) :)

A tak wyglądają słoiczki z powidełkami i sokiem:


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Zły dzień...

Ja wiem, że jeszcze wczoraj pisałam jaka jestem szczęśliwa, ale dzisiaj mam serdecznie dość. Całego świata mam po dziurki w nosie. Mam dość tego, że pada. Mam dość tego, że z Wu. w wielu sprawach się nie możemy dogadać  Mam dość tego, że ciągle wszystko robię sama. Mam dość tego, że nikt nie chce mi pomóc. Nam pomóc. Mam po dziurki w nosie całej fałszywości którą aż czuć w powietrzu. Mam dość tego, że wciąż na wszystko brakuje. Mam dość tego, że ... A teraz idę wciąż sama robić porządki, wieszać pranie, prasować następne rzeczy choć dopiero co skończyłam prasować pościel i robić kolejne przeciery, dżemy itp bo przecież nikt mi nie pomoże ani nie zapyta o nic. Wszyscy tylko potrafią mówić "Oszczędzaj się bo musisz uważać teraz na siebie i dzidziusia". Do cholery.! To weźcie się ludzie i skoro tak bardzo się martwicie, zróbcie coś za mnie może, hm?
Jestem wściekła i mam ochotę zrobić komuś krzywdę.! A tych którzy się tak strasznie martwią NIE MA. JEGO teraz też przy mnie nie ma. Łatwiej być z kolegą. "Pogadać". Kuźwa.!

niedziela, 7 sierpnia 2011

Każdego dnia odkrywam jak ...

... ważne są dla mnie chwile z Wu.
... ważna jest dla mnie rodzina. Mama, tato, brat. Oczywiście bez dwóch zdań Wu. i Maleństwo.
... jestem coraz bardziej ciekawa świata.
... jestem coraz "pełniejsza" marzeń i pragnień, które chcę spełniać.
... ważne jest dla mnie życie, które trwa.

W końcu niedziela spędzona we dwoje. Spokój, cisza, My i czas. Można było się po śmiać, po gadać, pobyć ze sobą ot tak po prostu. Można się po przedrzeźniać i po wkurzać nawzajem a później się udobruchać buziakiem ;). Spędziliśmy czas w kilku miejscach, które od początku mają dla nas jakieś znaczenie. Nawet deszcz i burza nie popsuły nam tych chwil. Jestem szczęśliwa, że mam JEGO - faceta jakiego zawsze chciałam mieć. Jestem szczęśliwa, że mamy dzidzię i że zawsze i pomimo wszystko chcemy być razem.




Dziś odrobina więcej zdjęc. Właśnie z tych miejsc. Z Naszych miejsc. 

piątek, 5 sierpnia 2011

Jak już wiecie większość z Was dostała już maila z zaproszeniem, wiec zmieniam miejsce choć tego nie kasuję bo chcę mieć pamiątkę tego jak pisałam przez PRAWIE całą ciążę (w końcu został jeszcze tylko miesiąc i 10dni do terminu;) ). Pamiętam jak zaczynałam tu pisać... Pamiętam wszystkie te emocje które Wam tu opisywałam i jestem szczęśliwa że mogłam to zrobić ;) 

Ale, ale nie będę się tak rozpisywać bo przecież nie kończę całkiem pisania tylko po prostu się przeprowadzam ;) Więc do zobaczenia na nowym miejscu kochane ;)

Ps. Gdyby ktoś jeszcze nie dostał maila czy coś to pisać pod tą notką, bądź na maila aneciak1992@interia.pl

Wyjątkowo ważni.!

Wyjątkowo ważny jesteś dla mnie TY ;* Wu. i Dz. Tak bardzo bardzo Was kocham i chcę żebyście to czuli każdego dnia.! 

Właśnie wróciłam z wizyty u lekarza - oglądałam Cię maleńki Skarbie na monitorku i widziałam Twoje bijące serduszko - pan Doktor powiedział, że wszystko jest oki i że mam już dojrzałe łożysko także możemy się jakiejś niespodzianki spodziewać wcześniej. Ale póki co to siedź sobie jeszcze kochane maleństwo u mamy w brzuszku. Jeszcze co najmniej 2 tygodnie musisz wytrzymać tam skarbie ;* Mama z tatą muszą jeszcze kupić Ci przecież łóżeczko i mama musi się spakować. Łaaa - kurczę no jeszcze tyle do zrobienia a ja w "lesie". Trzeba się wziąć za siebie i zrobić to co jeszcze trzeba zrobić. 
A po za tym to powiem Wam, że chciałabym urodzić jeszcze na wakacjach - w ostatnie dni sierpnia. Chciałabym, żeby mój Wu przy tym był. Chciałabym żebyśmy mogli razem cieszyć się tymi pierwszymi chwilami NASZEGO Skarba. 

A teraz już uciekam kochane bo muszę zrobić swojemu mężczyźnie obiadek i będę robiła rogaliki z malinkami :) Jak się udadzą to Wam pokażę ;)

Aaaa pokażę Wam jeszcze zdjęcie moich kwiatuszków, a co! Takie one śliczne, że aż się muszę pochwalić ;)

środa, 3 sierpnia 2011

Rozstania są najtrudniejsze - dlatego czas jeszcze z tym poczekać.

Ciężko "wyprowadzić" się z Onetu. Jakiś sentyment do niego mam i już. Pomału się jednak zbieram. Chciałam to zrobić dopiero gdy bombelek/bombelka będzie już na świecie ale chyba nastąpi to wcześniej.

Ostatnio nie wiele nowego u nas. Chodzimy na działeczkę, rozkoszujemy się spokojnym latem - jak to dobrze, że nie ma upałów, no i korzystamy z dobrodziejstw natury - owoców na działce mamy mnóstwo. Wczoraj zabawiliśmy trochę na działce - zrobiliśmy sobie ucztę a co - był grill i tylko My. Było tak spokojnie, mogliśmy sobie pogadać, pośmiać się i razem po pracować. Uwielbiam takie chwile gdy On jest blisko, czuję Jego miłość i wiem, że obydwoje jesteśmy szczęśliwi.
A oto zdjęcie z naszej działeczki :

Taka mała panoramka. Bo odkryłam, że w moim telefonie można robić takie rzeczy i tak mi się spodobało, że nie mogłam się powstrzymać. A powiem Wam, że marzy mi się powrót do fotografowania, ale chciałabym mieć do tego porządny sprzęt, ciągle rozglądam się za lustrzanką. Jak urodzi się dzidzia to chyba będę musiała sobie sprawić taką, żeby upamiętniać wszystkie ważne dla nas chwile. Bo mój stary aparat - nie żeby był zły ale to już nie to. Nie cieszy jak kiedyś. 
Po za tym powiem Wam jeszcze, że marzy mi się wypad w góry. Taki jak kiedyś. Eh. Jedzenie w plecaku, picie i nas dwoje cały dzień w górach. Brakuje mi naszych wypadów, bo teraz nie ma jak za bardzo - brzuszek ciężki i ciężko się chodzi :) Ale wczorajsze wspólne wspomnienia - bezcenne.!
Ludzie.! Czy Wy poszaleliście? Jak ja kocham takie chwile jak wczoraj, gdy weszłam tu na bloga. Momentami nie mogłam wytrzymać i po prostu śmiałam się w głos.! heh 
Nie wiem czyja to sprawka i co ktoś nakombinował ale jakimś cudem na blogu nagle znalazło się kilkadziesiąt osób i po przeczytaniu jednego posta (pewnie nawet nie w całości) piszą jaka to ja jestem zła żona i jakie to baby są nie dobre i jak to tak można się kłócić i w ogóle... He, he. Co drugi taki wpis to jakiś facet strasznie skrzywdzony przez kobietę, bo pewnie nakrzyczała czy coś. Po za tym NIKT nie podał adresu swojego bloga więc spoko - anonimowi czytacze wiedzący wszystko najlepiej po jednej notce :) No jeszcze teraz nie mogę uśmiechu powstrzymać na myśl o tym :) 
Przecież ja nie pisałam, że strasznie się pożarłam ze swoim ukochanym. A zresztą nawet gdyby - czy Wy wszyscy NAPRAWDĘ NIGDY się nie kłócicie ze swoimi połówkami? He, he chciałabym to widzieć. Teraz to wszyscy zgodni i gadanie jak to tak można itd... srutu tutu :) Nie no po prostu nie mogę. I nie uczcie mnie jak to ja mam postępować i jaka to ja głupia (albo Wu.) jesteśmy bo się pobraliśmy w takim wieku (ja 19 on 22). Chcecie udowodnić że jesteśmy gówniarze? A jakimi gówniarzami jesteście WY? I ciekawe ile sami mieliście lat jak się pobieraliście. Ludzie.! Teraz już nie pamiętacie co niektórzy, jak mieliście 20 lat i kłóciliście się ze swoimi połówkami? To ja polecam tabletki z miłorzębu - dobre na pamieć są :) Albo mniej margaryny używajcie :) 
Po nad to. Post - jeśli ktoś się dobrze wczyta - jest o tym, jak różnią się kłótnie w zwykłym partnerstwie, gdy się z kimś nie mieszka a widuje co dzień i inne sprawy są tak na prawdę ważne, a jak to wygląda gdy się z kimś zamieszka i zaczyna tworzyć rodzinę. Jak ktoś ma to pojąc - to pojmie, jak nie - trudno, jego strata. 

A tak na koniec to dzięki za zafundowanie dobrego humoru bo na prawdę ubawiłam się czytając Wasze komentarze :)


Ps. Stałych czytelników proszę o zostawienie mi swoich maili pod TĄ notką - będzie mała niespodzianka ;) 

wtorek, 2 sierpnia 2011

Początki.

Muszę się za klimatyzować. Z czasem powiem coś więcej i ujawnię co nieco o sobie.

Póki co zapraszam wszystkich na  herbatkę:


poniedziałek, 1 sierpnia 2011

 Małżeństwo, eh małżeństwo. Wszystko jest pięknie ładnie. Każdy gest, słowo jest miodem. Do czasu. Aż nagle, któregoś pięknego dnia zaczyna się kłótnia. Wtedy dla takiego młodego małżeństwa już nie jest tak miodowo. A bo zaczynają się myśli "A po co to było?", "Wcześniej było lepiej".

No tak a niby czemu? 
A temu, że można się było pokłócić i mieć wszystko w nosie. 
Można było się pokłócić, nawrzeszczeć, trzasnąć drzwiami, obrócić się na pięcie i sobie pójść.
Można było się nie odzywać, nie przytulać i tak o "karać" tą drugą osobę. 
A w małżeństwie się nie da? 
Da się. Ale to już ma inny smak. Inny wygląd.
Teraz już nie trzaśniesz drzwiami, bo gdzie pójdziesz? Do drugiego pokoju? 
Teraz już nie wyjdziesz z domu, a nawet jeśli to będziesz musiała w końcu wrócić. 
Teraz już ciężko jak się nie przytulisz w nocy chociaż robiłaś to co noc. 
Wstajesz rano i się nie odzywacie? A zawsze rano piliście razem kawę.
A jeszcze jak mieszkacie z rodzicami... ooo to jest kolorowo.
No bo nie chcesz żeby rodzice o wszystkim wiedzieli, zaraz byłoby "ale czemu się kłócicie?"
Więc kłócicie się kiedy ich nie ma. A później udawanie przed nimi, że wszystko jest ok :)
A w środku cholera cię bierze. 
Eh kłótnie. Małżeńskie kłótnie.

Teraz już każda kłótnia wygląda inaczej niż ta sprzed małżeństwa. Niż ta za czasów kiedy nie mieszka się razem. Każdy gest jest inny. Ludzie, którzy zaczynają ze sobą mieszkać zmieniają się. Może nie aż tak strasznie ale zawsze choć trochę. Zmienia się sytuacja, bo trzeba sobie jakoś razem radzić razem mieszkając. Wcześniej tego "problemu" nie było. I tak oto wyglądają perypetie młodego małżeństwa. 
A na koniec myślisz sobie "Głupek z niego. Ale kocham Go jak nikogo".
Później takowy "głupol" Cię przytuli, powie że kocha i ... i koniec kłótni - znów wszystko jest w porządku. Aż do kolejnego razu. :)