Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Od jazdy samochodem (więcej takich ekstremalnych sytuacji nie chcę i nie żeby było jakoś tragicznie tylko, chodzi o to, że koło Bombelka może siedzieć tylko i wyłącznie.. no zgadnijcie kto...? mama. Nikt inny nie pasuje. Tak więc mama nie mogła prowadzić samochodu, tylko robił to dziadek - jej teść - i wtedy panowała względna cisza w samochodzie :D a Bombelini był zadowolony ) poprzez zwiedzanie wszystkich zakamarków prababcinnego domu, przez spanie na świeżym powietrzu, karmieniu w parku (pierwszy raz w miejscu publicznym karmiłam piersią! Dla mnie chyba większe przeżycie niż dla Bombla bo on zadowolony migiem usnął :) zdziwione że jeszcze karmię? ano tak... na "ululanie". najlepsza metoda. hehe ) i powrót z podobnymi przeżyciami jak droga w stronę "do prababci". Gdy dojechaliśmy do domu a Bombel został wykompany w dziecko wstąpiły kolejne niespożyte podczas jazdy zapasy energii i tak rozrabiał jeszcze ładną chwilę aż w końcu padł. Chwilę później padła mama i nawet nie pamięta ile razy wstawała w nocy a wydaje jej się że tylko raz? co jest chyba mało prawdopodobne... no ale może... może... :)
Dziś też wrażeń nie brakowało ani Małemu ani mi. Szczególnie po południu kiedy to wybraliśmy się na działkę. Bombel wypuszczony na wolność z wózka nie chciał chodzić ani za rękę ani "w eskorcie" no więc matka (z bólem serca i przejęciem oraz strachem w oczach) postanowiła zbierać maliny, dziadek zajął się rozsadzaniem truskawek a Bombel... no cóż. Bombel sam, podkreślam SAM biegał po całej działce. Nie straszne były mu winogrona, przy których wciąż kucał próbował zrywać kuleczki i gadał jak nakręcony po swojemu, nie straszne mu dróżki po których biegał, ani maliny. Raz chciał się nawet o nie oprzeć. Tak, tak dobrze czytacie. Próbował się oprzeć i... wpadł w krzaczki :) Jednak nawet się nie skrzywił, szybko pomogłam mu wstać, ten się na mnie popatrzył, obrócił głowę w drógą stronę i już go nie było znów. Wędrował tak, nawet i do dziadka. Łaził po świeżo przesadzonych krzaczkach, udeptywał, chciał podlać lecz z konewki wylało się trochę za dużo... łapał się za łopatę, grabki, aż w końcu stwierdził, że na działce to najlepiej wszystko robić gołymi rękami. Tak też poczynił aż w końcu ziemia była wszędzie - w sandałkach, na spodenkach (wcześniej umoczonych w wodzie...), na koszulce, rączkach, a nawet i nosie. A co tam. Przecież fajnie jest podrzucać ziemię do góry bo ona tak fajnie się w powietrzu rozlatuje :) Gdy już te wszystkie jakże męczące zajęcia mu się znudziły pobiegł do altanki, tam spędził chwilę, jednak przypomniał sobie, że chyba coś koło dziadka zostawił, chciał do Niego pobiec i nagle BĘC i słychać płacz. Wiadomo było od razu, że coś się stało. Wcześniej jak upadał to nawet się nie skrzywił, ale jak już płacz - znaczy się "coś się dzieje". Podbiegłam. A tam - Bombel próbuje wstać pupą do góry, podnoszę go a tu kolanko rozwalone. Tylko delikatnie. Małe "zadrapanie". Nawet krew właściwie nie leciała, ale widocznie się uderzył mocniej i go zabolało i sobie trochę rozciął... Wzięty na ręce chwilę popłakał, potem nóżkę umyliśmy wodą czystą, pocałowaliśmy i już było po płaczu i wszystko ok. No i oczywiście... chciał dalej biegać! :) Jednak musieliśmy się już zbierać...
Tak więc jak widać, wrażeń nam ostatnio nie brakuje, a mama podobnie jak syn pada po całym dniu na pyszczek. Szkoda tylko, że mama chciałaby przesypiać CAŁE nocki a Bombel już niekoniecznie, bo przecież w nocy tak fajnie się przytulić do mamy i maminego cyca... no cóż :) Masz matko jak żeś chciała karmić :)
Myślę, że przydało by się Bombla oduczać cyca na zasypianie, bo tak to możesz ciągnąc do np. 3 roku życia ;p po za tym on jest strasznie maminsynkiem ;P aby tylko z tego kiedyś wyrósł ;)
OdpowiedzUsuńale tak to strasznie aktywnego masz tego Synka! :) fajnie :)
lubię takie pełne wrażeń i atrakcji dni :)
OdpowiedzUsuńStraszny synuś mamusi ;) A z upadkami to dzieciaki już tak mają i już. Upadnie, popłacze, wstanie i poleci dalej.
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie widziałam tak dużego dziecka przy piersi, ale podobno im dłużej tym lepiej. Guzy to się pewnie dopiero zaczną, jak Bombel wsiądzie na rowerek itp;)
OdpowiedzUsuńCześć :) Weszłam tu przez bloga Katii i zakochałam się w Twoich notkach przepełnionych miłością do Synka. Ten blog jest wyjątkowy, mało dziś tak prawdziwych blogów. Jeśli pozwolisz zostaniemy na dłużej.
OdpowiedzUsuńPs: Mam taki sam złoty pierścionek zaręczynowy, a także Synka o imieniu Kacperek :)
Jeśli masz ochotę
http://kacperkowy-pamietnik.blogspot.com/
Ja moją młodszą prawie dwa lata karmiłam cyckiem :-) później w nocy już nie, tylko czasem w dzień jeszcze chciała :-)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Kacperek po tak intensywnych dniach to po prostu w nocy.....śpi non stopa :)) że wymęczony i w ogóle :)))))